Archiwum grudzień 2005


gru 14 2005 Ashly
Komentarze: 5

Wróciłam do domu cała w nerwach. Wciąż nie mogłam uwierzyć jak można być tak głupim. Wziełam lody z zamrażalki i poszłam na góre do swojego pokoju. Rzuciłam sie na łóżko i czytając ksiązkę, ochładzałam się śmietankowymi lodami. Jakoś nie ciagnęła mnie opowieść bohaterki. Odłozyłam książkę i zaczęłam marzyć. Jedynie w marzeniach czułam się wolna i wyzwolona. Mogłam odlecieć gdzieś w przestworza. Szybować po niebie pełnym obłoków jak ptak. Iwłasnie gdy pochłonięta byłam marzeniami, dolatywałam w miejsca niedostepne, zadzwoniła Ashly.
- Jeśli masz zamiar namawiać mnie na kolejną imprezę w tym tygodniu to możesz już sie rozłączyc- powiedziałam odbierając.
- Cześć!- odezwał się radosny głos w słuchawce, jak gdyby stała sie jakaś najwspanialsza rzecz w jej zyciu. Zresztą zawsze była radosna.- Ten ostatni raz. Proszę, proszę, proszę. Będzie Mick.
- Ashly! Mick jest zawsze i zawsze jest tak samo. Chwasz się jak mała dziewczynka i nawet do niego nie podejdziesz. A jak on sie zbliża to robisz się czerwona jak buraczek i nagle chce ci sie siusiu!
- Proszę- tym razem odezwał się delikatny, cichutki, pełen skruchy głos...
- Ehhhh.... Kolejny wieczór spedzony na kanapie z puszką coli...
- Dziękuję! Jesteś kochana! Będę u ciebie o ósmej. Pa!
- Pa
Zaczęłam sie zastanwiać dlaczego jestem taka uległa. Polujemy na Micka już któryś miesiąc. Jak ona ma zamiar go poderwać, skoro ani razu z nim nie zagadała a gdy on tylko na nia spojrzy, ona znika jakby parzył. To okropne. Ja tez jestem dziwczyną i jakos nie umieram na widok żadnego chłopaka, a ona? Ona odlatuje i szybuje po przestworzach...

Dlaczego świat jest tak stworzony, że ludzie łącza się w pary i żyją ze sobą tak... tak... Tak razem? Przeciez to takie nudne. Być z kims dwadziścia cztery godziny na dobe. Nigdy tego nie rozumiałam, ale musze to zakaceptować.... Ja zawsze będe sama. Nikogo nie potrzebuje. Nieraz słyszałam o złamanym sercu dziewczyny. Nawet w książkach nie obejdzie się bez łez dziewczyny. Prawda. Najpierw jest pieknie. Świat staje się kolorowy a serca są szcęśliwe, ale przecież to nie trwa wiecznie....

Powróciłam do lodów, które powoli zaczynały się topic i do poszukiwań tego miejsca, gdzie ból i cierpienie nie istnieje...

pisane_sercem : :
gru 12 2005 Story
Komentarze: 9

Moja histroie chcę rozpocząć od pewnego incydentu. Miał on miejsce ponad rok temu, gdy w ciepły letni dzień spacerowałam brzegiem plaży. Było południe. Plaża był pusta o tej poże, gdyz słońce ogrzewało najcieplej jak się da. Nikt normalny nawet nie pomyslał by, żeby w taki upał wyjść z domu... Własnie- nikt normalny... Ja wyszłam. Piasek był goracy, duszno, że niedało sie oddyachac. Miałam na sobie biały kostium i mimo, że woda nie dawała odpowiedniego efektu, gdyż się nagrzała, postanowiłam się wykapać. Plaża i woda były tylko moje. Pływałam i cieszyłam się samotnością. Po wyjściu z wody poszłam skrótami do doemu. Skrótami były dość śliskie skały. Jeden mały ruch nie tam gdzie trzeba i mozna było wpaść do wody. A taki skok z zaskoczenia w pobliże skał może być niebezpieczny...

Szłam jak zwykle zamyślona. Nie zwarcałam na nic uwagi. Byc może dlatego nie zauważyłam nikogo wśród skał... Z zadumy wyrwał mnie czyjś krzyk... Pobiegłam w miejsce głosu. Okazało, że "ktos" wpadł do wody i nie potrafi zapanować na falami uderzającymi o skały. Skoczyłam bez namysłu... Po cięzkich trudach walki z morzem udło mi się wyciągnać topielca...

Topielcem okazał się młody chłopak... Miał morze 19, może 20 lat. Brunet o duzych brązowych oczach. Wysoki. 
- Świetnie pływasz- powiedział z usmiechem, gdy leżeliśmy na brzegu.
- Mogłes się utopić a teraz się smiejesz?- oburzyłam sie, brakiem zainteresowania własnym wypadkiem.
Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział:
- Codziennie o tej porze przyglądałem ci się z tych skał. Udałem topielca, żeby zwrócić na siebie Twoją uwagę. Jesteś śliczna...
Słuchałam tego z wielkim zaskoczeniem. Coraz bardziej wzmagał się we mnie gniew. Jak moze zachować się tak dziecinnie, zeby poderwać dziewczyne- myślałam. Wstałam bez słowa.
- Lecz się!- krzyknęłam i poszłam w kierunku domu.
Moje słowa były dla niego zaskoczeniem. Chciał cos powiedzieć. Nie wiedział co. Pozwolił mi odejść.

pisane_sercem : :
gru 11 2005 first
Komentarze: 3

Często zastawnaiwam się czy to moja wina, że mój świat jest taki a nie inny. Siedząć samotnie w pokoju, czuję się obco. A to przecież mój pokój. Mam prawo czuć się w nim lepiej. Nie bać się poruszyć, zrobić kroku w przód, w tył. Urodziłam się dziewiętnaście lat temu. Nauczyłam się chodzić, mówić. Od dzieciństwa ksztautowałam swoje, poglądy, uczucia, serce... Nieiwedziałam wtedy, że zostałam stworzona by cierpieć... Moje serce jest pełne bólu i smutku, a mimo to nadal mam odwagę żyć i przeciwstawiać się losowi. I chociaż czuję jak powoli uchodzą ze mnie siły... Walczę.

Miłość? Kiedś nie umiałam kochać. Był to dla mnie rodzaj uczucia nieznanego, otoczonego pewną tajemnicą. Czymś nieznanym. Wokoło wile był par. Ludzi wyznajacy sobie najskrytrze uczucia. A ja wtedy byłam sama. Obserwowałam. W rzeczywistości broniłam się przed miłością. Bałam się pokochać. Byłam szczęśliwa i nie chciałam tego zmieniać. Ale na mojej drodze stanął ktoś komu bardzo zależało by słowo "miłość" stało się nie tylko słowem ale i "czymś"... I pomimo walki i starania uroniłam łęz... Miłość stała się poczatkiem bólu... Ja jednak nadal jestem zamknięta. I chociaż ktoś znalażł klucz do mego sercs, nie znlazł klucza do wiary... Bo trudno jest wierzyć w coś co zadaje ból... Tródno wierzyć, że to "coś" może być takie piękne... Wokoło pełno jest miłości a ja w nią nie wierze...

pisane_sercem : :